Tippi i ja. Sarah Crossan.

tłumaczenie: Małgorzata Glasenapp

„Tippi i ja ” – prosta i dojmująco smutna?

„Telegraph” napisał o tej książce „prosta i dojmująco smutna opowieść o tym, co czyni nas ludźmi”. Nie przepadam za sztampowymi blurbami. Gdybym miała się nimi kierować, musiałabym przeczytać prawie wszystkie książki, bo przecież każda jest „poruszającą historią o poświęceniu i miłości silniejszej, niż czas” albo „światowym bestsellerem, od którego nie można się oderwać”. Tym razem jednak „Telegraph” trafił.

Wystarczy teraz tylko odpowiedzieć sobie na pytanie, czym jest to „coś” wspomniane w notce. „Tippi i ja” może być źródłem kilku wskazówek. Muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak rozdzierająco smutnej książki i tak głęboko mądrej. „Tippi i ja” to opowieść o dwóch szesnastolatkach – siostrach syjamskich. Tippi i Grace po raz pierwszy rozpoczynają rok szkolny pośród reszty rówieśników.

Kiedy dzięki @Zaksiążkowanym z You Tube’a dowiedziałam się, że „Tippi i ja” to historia bliźniaczek syjamskich, miałam dużo czytelniczych wątpliwości. Bo kto jest w stanie opisać doświadczenie do tego stopnia nietypowe i rzadkie? Wydaje się, że bycie bliźniakiem syjamskim jest doświadczeniem tak intensywnym i tak specyficznym, że znają je chyba tylko ci, których jest udziałem.

No i tu nastąpiło wielkie zasko. Bo moje wstępne założenie pokazuje tylko, jak we mnie mało wyobraźni i zrozumienia. Owszem, w „Tippi i ja” napotkamy trochę specyficznych, dotyczących wyłącznie bliźniaków syjamskich doświadczeń czy medycznej terminologii. Ale cała historia pisana jest nie z perspektywy bliźniaczki syjamskiej, a kogoś odrzuconego z powodu swojej inności. Kogoś poszukującego akceptacji i szukającego swojego miejsca w świecie. Wątpiącego, czy uda mu się kiedykolwiek znaleźć przyjaźń czy miłość. Kogoś kochającego swoich bliskich nad życie, mimo ich wad.

Kiedy przyjrzeć się tym cechom składają się one przecież nie na portret bliźniaczek syjamskich, ale prawie każdego nastolatka. To szczególne doświadczenie jest jedynie soczewką, która skupia w sobie i intensyfikuje wszystkie wątpliwości towarzyszące dorastaniu. No i bardzo mocno uczy empatii i pokory.

Sarah Crossan – znana polskim czytelnikom z takich tytułów jak „My dwie, my trzy, my cztery” czy „Kasieńka” – po raz kolejny zdecydowała się sięgnąć po formę prozy poetyckiej. Crossan bardzo szczerze mówi o tym, dlaczego podjęła taką decyzję. Wskazuje przy tym bardzo praktyczne zalety prozy poetyckiej – zarówno dla pisarza jak i czytelnika. Bez ogródek przyznaje, że dłuższa forma prozatorska wymaga wypełnienia fabuły wydarzeniami drugoplanowymi. Tymczasem proza poetycka pozwala na przedstawienie tej samej historii, dzięki krótkim, szybko zmieniającym się utworom. Trochę jak w migawce aparatu, która na zdjęciach zatrzymuje najważniejsze, najbardziej intensywne wydarzenia.

Po stronie odbiorcy uzasadnienie jest jeszcze bardziej prozaiczne. Grono odbiorców „Tippi i ja” to nastolatki. A ponieważ Crossan uczyła w szkole, wie że nic bardziej przerażającego dla nastolatka niż pokryte maczkiem setki stron tekstu. Ale jeśli tekst zmieścić w szczupłej kolumnie i umożliwić czytelnikom sprawne podążanie za fabułą, to nagle doświadczenie czytania może stać się dużo przyjemniejsze. I chwała Crossan za to, czego nigdy nie domyślili się Sienkiewicz i Żeromski.

Jeśli jakaś powieść, zgodnie z blurbami, ma Was „chwycić za serce” i „wycisnąć z oczu łzy wzruszenia”, to będzie to właśnie „Tippi i ja” – boleśnie piękna książka dla ludzi w każdym wieku.

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.