Madame. Antoni Libera.

 

Dzisiaj Bibliotekara przedstawia powieść, którą pewnie już wszyscy czytaliście, ale co tam. „Madame” jest i tak warta każdego kolejnego omówienia i każdego nowego czytelnika.

Powieść Libery to niewątpliwie literacki „Cud nad Wisłą”. Niby o trudnych latach 70′ i szarej rzeczywistość socrealizmu. Niby o emigracji i nonkonformizmie. A i tak czyta się ją jak najlepiej skonstruowany kryminał połączony z nie byle jakim romansem. Do romansu, rzecz jasna, jeszcze powrócimy.

O doskonałości „Madame” decyduje forma. Świat oglądał już przecież niejedną historię młodego, wrażliwego chłopca, który nieszczęśliwie kocha się w dorosłej kobiecie. Tymczasem, jak na prawdziwą literaturę przystało, zwykły schemat ożywa pod piórem Libery i długo nie pozwala czytelnikom o sobie zapomnieć. Nieczęsto spotyka się polszczyznę równie wysokiej próby. I to połączonej z nieco kpiarską, inteligentną narracją.

Wspaniała jest w końcu sama Madame – spowita w opary Chanel Nº5, zawsze nienagannie ubrana, a w dodatku obdarzona szczególnie błyskotliwą inteligencją. Tajemnicza, skomplikowana i z trudną przeszłością. Tak francuska jak sam Paryż ;). Przynajmniej taka jest w oczach młodego bohatera. Czytając, wierzymy w słuszność jego uwielbienia. Zaczynamy także ją podziwiać. Odczuwać każdy bolesny zawód czy odrzucone starania. Szczególnie, że wizje miłosnych podbojów, jakie chłopiec roztacza w myślach są na prawdę rozkosznie i młodzieńczo naiwne, a przez to tak wiarygodne. W końcu każda pierwsza nieodwzajemniona miłość rozgrywa się głównie w wyobrażeniach nieszczęsnych zakochanych.

Z przykrością muszę przyznać, że kiedy tylko nauczycielka francuskiego pojawiła się na horyzoncie tej opowieści, za nic miałam losy uciskanej ojczyzny. Kibicowałam tylko każdej wymianie zdań czy choćby spojrzeniu, jakie udawało się wywalczyć bohaterowi w heroicznej walce o względy Madame. W końcu, czym jest pręgierz komunizmu wobec wspomnienia pierwszej miłości? 😉

fot. Georges Dambier, Capucine, Boulevard de la Madeleine.

 

Bibliotekara

2 Comments

  1. Zgadzam się! Madame to Literatura przez wielkie L. Piękna przez swój język, mimo zwyczajności i łatki literatury inicjacyjnej. Książka absolutna z cudownym narratorem, którego nic, tylko kochać. Tak przynajmniej myślałam, gdy go poznałam w wieku lat osiemnastu. Kilkanaście lat temu bezimienny narrator Madame, brawurowo opisujący muzykę i wydarzenia, nadający liryzmu i kpiny jednocześnie tramwajowi rozjeżdżającemu zegarek, był moim ideałem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.