Pełna zieleni.? Taka właśnie jest „Strażniczka słońca”.? Książka, która pokazuje, jak bardzo natura potrafi nas ukoić i jak bardzo powinna być dla nas punktem wyjścia. Jakkolwiek naiwnie to brzmi, nie ma nic lepszego niż promienie słońca, woda czy smaczne warzywa i owoce. Gdybyśmy mieli się bujać przez to nowoczesne życie bez nich, byłoby krucho.??
Co jakiś czas będą się pojawiać tutaj jeszcze zdjęcia z lata – tak na rozgonienie jesiennych chmur.☀️
Od czasu wydania „Śnieżnej siostry” jestem wielką fanką duetu Aisato i Lunde. Nie zawiodłam się i tym razem!? „Strażniczka słońca” łączy w sobie najpiękniejsze znane nam baśnie – „Śpiącą królewnę” czy „Opowieści z Narnii”. Lunde snuje opowieści dla dzieci z wielką wrażliwoscią, a „Strażniczka słońca” ma w sobie coś ze wzruszającego mitu o Demeter i Korze.
Zamiast głównego bohatera mamy tu ich parę – chłopca i dziewczynkę. Przy czym na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się odwaga i determinacja Lilii. Książka opowiada też o tym, jak łatwo zniszczyć jest cenny balans, w jakim ostatkiem sił trwa nasza planeta. Nie straszy, ale ilustruje, co dla człowieka mogą oznaczać susze czy powodzie. Uświadamia nawet jak cenne jest uczucie sytości, które wielu współczesnych bierze za pewnik. To książka ucząca wdzięczności oraz czułej rozwagi w obchodzeniu się z planetą i jej mieszkańcami. A do tego jest piękna.?
„Strażniczka słońca” to ponadczasowa opowieść o tym, że wiosna zawsze poróci i nigdy nie można tracić nadziei. Nie przynudzam dłużej i zostawiam Was ze zdjęciami z wnętrza ksiązki. Jeśli one Was nie przekonają do jej przeczytania, to już nie wiem co.??