Wiecie, jak kocham pieskowe książki. „Lotta” Zofii Staneckiej ujęła mnie szczególnie, bo pieskową naturę i wszystko to, co w nich kochamy w stu procentach. Myślące brewki, pachnące wspaniale uszy i stópki…zresztą sami wiecie
To zbiór krótkich historii, które układają się w pełną ciepłego humoru pochwałę życia z psem. Przy tym jest to pochwała pięknie ilustrowana przez Mariannę Sztymę.
Lotta, czyli co to znaczy być psem.
Z tego miejsca chciałabym polecić Wam „Lottę” jako pomysł na prezent i w ogóle. Chciałabym także uroczyście pozdrowić: Gucia, Cezara, Bajtla, Aiko, Łatę, Panią Rudą, Rudzika, Bezę. Wszystkie pieski, jakie znam. I pamiętajcie, musimy dbać o Ziemię, bo „tylko na tej planecie żyją pieski”. Dlatego jeśli macie w sobie wystarczające pokłady miłości i jakieś tam zasoby finansowe, to nie wahajcie się adoptować. Staniecie się dla takiego zwierzątka całym światem. A ono Waszym. Lotta też była adoptowana
P.S. Sam tytuł mi się bardzo podobał, bo jestem wielką fanką „Lotty z ulicy awanturników”. Za czasów pracy w księgarni dziecięcej myślałam, że tak nazwę kiedyś córkę. Ale wiecie…to byłaby pierwsza Lotta w naszej wsi.
Inne książki dla dzieci znajdziecie tutaj.