Król. Szczepan Twardoch.

 

 

Dawno, dawno temu, tam gdzie dziś zaczyna się Mordor – na rogu Puławskiej i Domaniewskiej – kiedyś kończyła się Warszawa. I była wieś i pole. A mieszkał tam Jan Kaplica.

Nie znałam do tej pory powieści Szczepana Twardocha, bo założyłam, że nie będą mi się podobać. Całkiem racjonalnie, prawda? Odstraszały mnie opinie o męskiej, surowej prozie. No bo co wspólnego może mieć staroświecka, nieśmiała Bibliotekara z boksem i świadkiem przestępczym?

Może i dotąd niewiele, ale jak się okazało, w przyszłości chcę mieć jak najwięcej ;). Tym bardziej, jeśli zostaną zaserwowane z równym smakiem, co w „Królu” Szczepana Twardocha. Najnowsza książka Twardocha to wspaniała mieszanka gatunków. Jej lektura sprawi radość zarówno amatorom kryminałów, powieści awanturniczych, jak i miłośnikom międzywojennej Warszawy. Mamy więc zbrodnię i przygodę, ale szczególnie interesujący jest ostatni element „rekonstrukcji historycznej”.

Twardoch wykonał – a może zlecił – niezwykle drobiazgową, a przy tym tytaniczną rozmiarów pracę przy gromadzeniu archiwaliów. Czujemy, że po Warszawie lat 30′ oprowadza nas ktoś, kto zna każdą przecznicę, a na niej każdą kawiarnię i sklep. Facet, który zna wszystkie marki  samochodów, a do tego potrafi rozpoznać materiały, z których uszyto stroje przechodniów. A jakby ktoś zawołał w jidysz, to bez problemu odpowie. I za to uszanowanko. Powieść imponuje namnożeniem szczegółów, detali i smaczków. Tak oto Szczepan Twardoch otrzymał tytuł pisarza „w sam raz dla Bibliotekary”.

Tytułowy król życia to bokser i przestępca, Jakub Szapiro. Choć akcja powieści toczy się w latach trzydziestych, opowiadana jest z perspektywy czasu, przez starego mężczyznę. Dzięki temu nabiera niezobowiązującego charakteru i zamienia się w gawędę. Jedną z tych zachowanych na „po północy”, kiedy na stole nie zostało nic poza flaszeczką i ogóreczkiem. A może nawet nic poza tym pierwszym. Tym sposobem, choć Twardoch posiada niezwykle szczegółową wiedzę o opisywanej epoce, nie przytłacza nią czytelnika, ale się z nami kumpluje. Sprytne i działa.

Z drugiej strony, to nie tylko barwna, łotrzykowska historia. Twardoch dopowiada, że o naszym losie decydują niemal zawsze sentymenty i słabości. Mamy też II wojnę światową, która na oczach bohaterów ściera całkowicie z powierzchni ziemi znany im świat.

Pozwala to jednocześnie na przypuszczenie, że „Król” może okazać się dość zajmującą i ciekawą opowieścią niemal dla każdego czytelnika. A przy tym jest wydany naprawdę starannie, w stylu epoki :). Kto nie czytał Twardocha, bo to kicz i komercha, niech spróbuje. Nie ma wstydu, jest za to sporo dobrej rozrywki.

P.S. Dziś Wyborcza chwali powieść „Czarny charakter” Łukasza Stachniaka, twierdząc, że bije „Króla” na głowę. Bibliotekarze nie pozostaje zatem nic innego, jak podreptać karnie do księgarni, a później dokonać tutaj prób ognia i wody.

 

 

 

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.