Dziś Bibliotekara proponuje połączenie arcydzieł malarstwa europejskiego z Londynem szalonych lat 60’ i wojną domową w Hiszpanii. A co! Wszystko to znajdziecie w ostatniej powieści Jessie Burton „Muza”.
Od kilku miesięcy powieść bije po oczach niemal we wszystkich zestawieniach czytelniczych i z półek księgarni . Nie bez powodu jednak i zasłużenie. Jest młodszą siostrą „Miniaturzystki”, głośnego debiutu Burton, który został przetłumaczony na trzydzieści sześć języków i sprzedał się w milionie egzemplarzy. A gdyby mógł, pewnie dostałby też BAFTę i Emmy, i co tam jeszcze rozdają.
Nie jestem z tych, co to stronią od bestsellera jak od ptasiej grypy, tylko dlatego, że książka jest popularna. Przecież, co nadaje się dla wszystkich, to…może nadawać się też dla mnie ;).
Dlatego przeczytałam obie powieści. Obie „czytają się same”, a „Muza” jest chyba jeszcze lepsza niż jej głośna i wciągająca poprzedniczka. Powieść łączy w sobie historię malarki
Olivii Schloss, rozgrywającą się w latach 30’ w Hiszpanii z losami Odelle Bastien, maszynistki żyjącej w latach 60’ w Londynie. Spoiwem dwóch, zupełnie odrębnych światów, stały się moda, sztuka, pierwsza miłość, ciekawe postaci i miejsca.
Tym, co najbardziej ujmuje w powieściach Burton jest jej zdolność połączenia ciekawej, zawierającej intrygującą tajemnicę fabuły z obrazowym opisem. Burton zdecydowanie nie pozwoli Wam się nudzić. Pozwoli za to pobawić się w detektywa, ale zaciekawi też opisywaną dekadą i miejscem. Nieważne czy to Amsterdam w XVII wieku, czy Londyn w samym środku rewolucji obyczajowej. Kiedy czytamy „Miniaturzystkę” niemal czujemy chłodek bijący od posadzek w czarno-białą szachownicę. Wystarczy chwila, a dobra wróżka Burton wyczaruje na stołach sery i dziczyznę, a w kuchni białe kafelki w drobne błękitne wzory. I będzie jak u Vermeera. Podobnie, po przeczytaniu „Muzy” nie mam wątpliwości, że Odelle, jak na córę lat 60’ przystało, nosi grube kreski na powiekach, mini spódnice w „A” a do tego słucha The Who. Jessie Burton jest urodzoną opowiadaczką. Za każdym razem udaje jej się wykreować wiarygodne światy wysycone barwami i ciekawymi historiami.
P.S. Okładka „Muzy” to prawdziwe cacko, kupiłabym ją nawet gdyby miała mi służyć wyłącznie do wystroju wnętrza. No chyba, że komuś się gryzie z obiciami mebli. Wtedy sytuacja jest jasna.
P.S. W Odelle Bastien każdy mol książkowy znajdzie bratnią duszę – marzy o karierze pisarki, uwielbia czytać i co kilka stron raczy czytelnika nawiązaniami do angielskiej literatury.