Bóg śpi. Marek Edelman. Witold Bereś. Krzysztof Burnetko.

Pech chciał, że ten, który był najlepszym materiałem na naczelnego bohatera, niepotrzebnie tylko utrudniał sprawę. A przecież mogło być tak pięknie. Mogli go obwozić po wioskach i miastach na prawach powiatu. Przecinałby wstęgi, odsłaniał pomniki, a jak trzeba, to i statek by ochrzcił. Pech chciał, że ocalałym był Marek Edelman – chociaż dla kolejnych pokoleń było w tym akurat sporo szczęścia.

Jakieś trzy miesiące temu przeczytałam książkę “Bóg śpi”, w której Witold Bereś i  Krzysztof Burnetko porozmawiali z Markiem Edelmanem o wierze. Powiecie, że trzy miesiące to dość długo, ale każdy ma swoją definicję gorących njusów. Staram się przy tym, żeby wpisiki nie były wycinkiem mrocznych odmętów bibliotekarskiej podświadomości, chociaż czasami każdy człowiek musi odrobinę na poważniej. Uuuhh.

No to dzisiaj tak właśnie będzie. Punktem wyjścia do rozmowy “Bóg śpi” stały się kolejne zdania Dekalogu. Edelman był człowiekiem niewierzącym. Dziesięć przykazań traktował jak spuścizną kulturową. Uniwersalny zapis tego, co powinno być dla ludzi słuszne niezależnie od wyznania bądź jego braku. Czasami rozmowa miała bardzo współczesny wymiar, a czasami – siłą rzeczy – silny kontekst historyczny. Mowa oczywiście o powstaniu w getcie, ale też jego kolejnych, obchodzonych coraz tłumniej jego rocznicach.

Edelman nie był przeciętnym ani też łatwym rozmówcą. Lubił zbywać dziennikarzy i to bez dodatkowych ceremoniałów. Witold Bereś i Krzysztof Burnetko nie do końca dotrzymali mu kroku. A może od początku był to pojedynek skazany na porażkę, bo jeszcze nie spotkałam się z rozmówcą, który by podołał. Miałam wrażenie, że czasami przyczyna nie leży w samym sposobie bycia Edelmana. Dużo w książce “Bóg śpi” momentów, gdzie aż się prosi, żeby dalej poprowadzić wątek i dopytać, a tu cyk i do następnej kwestii. Dużo książek-wywiadów ma taką formę, jakby były pisane w najlepszym wypadku poprzez wymianę e-maili. Lista pytań, a później odpowiedzi do nich i śmiało można ruszać do druku. Może trochę zawiodła edycja zebranego materiału i wiele musiano wycinać. No nie wiem, nie wiem. W każdym razie pozostawia to poczucie niedosytu. 

Nie napisałbym pewnie o tej książce w ogóle, gdyby nie sam Edelman. Nie będę ukrywać – uważam, że był super. Pod jednym z wywiadów z nim niejaki pan @elkey1000 napisał: “Uwielbiam w nim tę prostotę i wszelki brak patosu. Ci wszyscy dziennikarze którzy komplikują, idealizują i Edelman sprowadzający ich na ziemię, prostą i prawdziwą, nie książkową. Co ciekawe on, człowiek który poznał życie z większej ilości stron niż ci którzy robili z nim wywiady.” I ja – odrzucając momenty gramatycznej chwiejności – zgadzam się z @elkey1000. 

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.