Spójrz mi w oczy, Audrey. Sophie Kinsella.

tłumaczenie: Maciej Potulny

18 maja rozpoczął się Tydzień Zdrowia Psychicznego. Dzięki samej nazwie wydarzenia łatwo obliczyć, że zakończył się jeszcze w najbardziej wiosennym z wszystkich miesięcy. Mimo to czuję w moim bibliotekarskim serduszku, że co najmniej połowa roku mogłaby upływać pod znakiem dbania o naszą mentalną kondycję. Bo też i czasy mamy śmieszne. 

Samo wydarzenie stało się okazją do przypomnienia o książce ważnej, a do tego świetnie napisanej. “Spójrz mi w oczy, Audrey” wyszła spod klawiatury Sophie Kinselli i została wydana trzy lata temu, czyli jak na współczesny rynek wydawniczy – w zamierzchłej przeszłości. A szkoda byłoby o niej zapomnieć. O pisarstwie Kinselii niektórym wiele może powiedzieć to, że w 2000 roku ukazała się pierwsza książka z serii o Rebecce Bloomwood, czyli słynnej zakupoholiczce.

“Spójrz mi w oczy, Audrey” w niczym nie ustępuje tamtemu hiciorkowi. Napisana została z równą lekkością i swadą. Pisarstwo Kiselli jest eleganckie, ale nie sztuczne. Pełne naturalnego humoru, a jednocześnie udaje się jej wystrzegać prymitywnej dosadności. Powieść o losach Audrey to przykład typowej młodzieżówki, jednak takiej, którą z zainteresowaniem przeczytają też choćby mamy.

Tym bardziej, że dotyczy zdrowia psychicznego. Tytułowa Audrey cierpi na fobię społeczną. Stąd ciemne okulary; stąd też niemożność spojrzenia ludziom w oczy. Geniuszem nie trzeba być, żeby to wywnioskować, więc mam nadzieję, że nie posypią się pozwy o spoiler ;). Dużo ważniejsza zresztą niż sam rodzaj schorzenia staje się droga do odzyskania równowagi. Ta zaś bywa wyboista. I – zaufajcie mi, proszę -jest to równie prosty, co kluczowy wniosek.

Powieść Kinselli świetnie pokazuje także, że rodzina jest zespołem naczyń połączonych, w którym każdy z domowników stara się pogodzić własne dążenia i odczucia z dobrem reszty drużyny.

Ten wpis jest też niepowtarzalną okazją do zaznaczenia, że jeśli czujecie się źle, to nie pomoże Wam oglądanie w dużych ilościach “Pytania na śniadanie” ;). Niezależnie od tego, że tak właśnie sądzą prowadzący.

To czasami bardzo trudne, ale mam nadzieję, że coraz mniej z nas będzie bało się czy wstydziło szukać pomocy.

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.