Współlokatorzy. Beth O’Leary.

tłumaczenie: Robert Waliś.

Drogi przyjacielu, lubię zaczynać te listy tak, jakbyśmy przed chwilą przerwali rozmowę. Jak starzy kumple, a nie ludzie, którzy nawet nie znają swoich imion, bo poznali się na czacie. Ciekawe, co dziś napiszesz? Włączam komputer. Niecierpliwie czekam na połączenie. Wchodzę do sieci i wstrzymuję oddech, aż usłyszę te dwa słowa: masz wiadomość. Nic już nie słyszę. Nawet ulicznego gwaru, tylko bicie własnego serca. Mam wiadomość – od Ciebie.

Współlokatorzy to niekonwencjonalna historia miłosna, która powinna zdobyć serce każdego miłośnika książek. Nie ma chyba Bibliotekary niewierzącej w to, że słowa mają moc pozwalającą nam najlpiej wyrazić siebie. Wcale nie są to ciuchy, wygląd czy styl życia. Też wierzycie, że wymiana szczerych, zabawnych wiadomości może zakończyć się przyjaźnią, a może nawet miłością? Witam w klubie. Tym bardziej, że historia wielu współczesnych relacji może stanowić tutaj żelazny dowód.

Pamiętacie film Masz wiadomość? Tak; ten, w którym zaskakująco młodzi Meg Ryan i Tom Hanks wymieniają e-maile na komputerach przypominających kalkulatory. Współlokatorzy to wspaniała komedia romantyczna rodem z lat dziewięćdziesiątych, ale z dodatkiem błahych problemów współczesności. Na przykład Tumpa chcącego zbudować mur między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi.

Gdyby główni bohaterowie – Leo i Tiffy – spotkali się w realu, podobnie jak w Masz wiadomość, z pewnością nie przypadliby sobie do gustu. On widziałby w niej dziwaczną, rosłą kobietę z absurdalnym miejscem pracy i czterdziestoma szalikami kupionymi w sklepie charytatywnym. On wydałby się jej tyczkowatym, zapominalskim bałaganiarzem i introwertykiem. Kiedy zaczynają dzielić wspólną przestrzeń, okazuje się, że wolni od uprzedzeń, dowiadują się o sobie nowych rzeczy. Wraz z upływającym czasem jedynie zyskują w oczach tej drugiej osoby.

Współlokatorzy to powieść epistolarna na miarę XXI wieku. Nie spodziewałam się, że tę dość obszerną książkę uda mi się przeczytać tak szybko. Jednak akcja tocząca się w rytm krótkich, błyskotliwych wiadomości aż domaga się dalszego poznania.

Polubiłam bohaterów Beth O’Leary. Mogłam oglądać ich przychylnymi oczyma pisarki. Czytając, od pierwszych stron czujemy, jak bardzo ona sama lubi tych niepozbawionych dziwactw, nieco pogubionych ludzi. O’Leary udało się naszkicować bardzo drobiazgowe i równie wiarygodne portrety. Założę się, że gdzieś w naszej galaktyce muszą istnieć pierwowzory Tiffy i Leo.

Współlokatorzy to jedna z tych najlepszych historii miłosnych – bo wyrastająca z przyjaźni. Powieść jest pełna ciepłego humoru i wartka, ale zostawia czytelnika z kilkoma istotnymi refleksjami. Na przykład o tym, jak super jest mieć w życiu kogoś, kto Cię akceptuje. Nawet, jeśli uważasz bibeloty i rzeczy robione na szydełku za szczyt wytworności. Albo o tym, że bycie z kimś, przed kim nie wstydzisz się swoich słabości i do kogo możesz zwrócić się o pomoc, to całkiem spoko opcja.

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.