
Bycie nastolatkiem to trudna praca. To ten etap w życiu, kiedy człowiek czuje się ze sobą mniej więcej tak komfortowo, jakby zamiast twarzy miał maskę t-rexa, a zamiast dłoni macki. I jeszcze bez przerwy musiał chodzić w tym stanie w miejsca publiczne. Nie ogarniasz swojego otoczenia, swojej fizyczności ani emocji. Niczego nie ogarniasz, a rodzice mają cię za wiecznie rozwścieczonego goblina, który ucieknie się do każdego postępu, byle tylko wyłudzić nowe vansy.
Niektórym w dodatku tak zostaje na dłużej. Wiem, bo słyszałam od znajomej mojej dalekiej koleżanki o takim przypadku. Dziewczyna nie ogarniała do tego stopnia, że musiała zacząć prowadzić blog o książkach. Czasami ukoronowaniem tego wdzięcznego, życiowego etapu jest choroba.

Weźmy taką mukowiscydozę, na którą chorują Will i Stella -główni bohaterowie powieści „Trzy kroki od siebie” Rachael Lippincott. Wydolność ich płuc to około trzydzieści pięć procent. Większość swojego życia spędzili w szpitalach. Cierpią na przewlekłą, nieuleczalną chorobę, a w dodatku nie mogą zbliżać się do innych chorych – a co za tym idzie większości swoich przyjaciół – na mniej niż tytułowe trzy kroki. Brzmi jak cała masa dobrej zabawy, prawda?

Ciekawe, co robi tak późno w nocy?
Czy nadal o mnie myśli?
Unoszę głowę i widzę, że na niebie zaczynają wirować płatki śniegu, które miękko lądują na moich policzkach, powiekach i czole.
Byłem w życiu na dachach wielu szpitali. Patrzyłem z góry na świat i w każdym miejscu doświadczałem tego samego uczucia. Tęsknoty za tym, by przejść się ulicami, popływać w oceanie i żyć w taki sposób, w jaki nigdy nie miałem szansy.
Chciałem tego, czego nigdy nie mogę mieć.
Ale tym razem, wcale mi nie zależy na tym, żeby się znaleźć na zewnątrz. Marzę o czymś innym. To coś jest tutaj, na wyciągnięcie ręki. Tyle, że i tak poza zasięgiem. Nie wiedziałem, że można czegoś chcieć tak bardzo, że czujesz to w całym ciele – w ramionach, nogach i w każdym oddechu.
Czy to książka o mukowiscydozie? Tylko w stopniu koniecznym, aby opowiedzieć dużo ważniejszą historię. O tym, co dzieje się, kiedy masz kilkanaście lat i spotykasz niezwykłą dziewczynę albo chłopaka o przenikliwie niebieskich oczach. Niezależnie od tego, czy i na co chorujesz, przestaje mieć to wtedy znaczenie. Zawsze najważniejsze okazują się przyjaźnie, marzenia i pierwsza miłość. Z tą ostatnią nie mogą równać się nawet nowe vansy. Mam nadzieję, że Wasza wdzięczność za ten aforyzm będzie proporcjonalna do mojej dumy, kiedy go ułożyłam.
Jeśli myślicie, że to kolejne Gwiazd naszych wina, mylicie się. Jeżeli oczekujecie książki, która pozwoli Wam myśleć „hej, przynajmniej nie mam raka ani mukowiscydozy, jak te biedne dzieciaki„, zawiedziecie się. I w tym wypadku nawet nie będzie mi Was tak bardzo szkoda ;). Macie za to szansę przywiązać się do wiarygodnych bohaterów i dać się ponieść ich historii.
P.S.1 Książka jest świetna i film podobno też. Nie najgorzej mówią o nim Sfilmowani, a ja Im wierzę.
P.S.2 „Trzy kroki od siebie” powstały między innymi dzięki Claire Wineland. która była naprawdę super. Warto obczaić jej pierwszego TEDa.