Tak właśnie mam z bohaterami literackimi. Elizabeth Bennet, Anna Arkadiewna czy Shirley – miłość na zawsze i od pierwszego wejrzenia, chociaż platoniczna. A na przykład hrabia Wroński czy utrapieńczy, ponury Heathcliff – niechęć, ale pomieszana z fascynacją ich losami. Aż do niejakiego Jeana Jacquesa Audubona, który będzie bohaterem dzisiejszej notki. Z nim połączyła mnie relacja spod znaku „to skomplikowane”.
Gdyby zorganizować plebiscyt na człowieka najbardziej przyjaznego otoczeniu, Audubon prawodobodobnie sam by zrezygnował z udziału. Serio, faceta naprawdę trudno polubić. Może i był genialnym naukowcem-ornitologiem, ale za każdym razem, kiedy żar pasji wzywał, mówił swojej żonie uprzejme „pa,pa” i zwijał żagle. „Wybacz, złotko. Jedno mogę Ci obiecać – nie wiem, kiedy wrócę. A, i zajmij się dziećmi”.
Na skrzydłach świata to opowieść o upartym, pewnym swego talentu awanturniku. Miłośniku amerykańskiej przyrody, który na szali położył szczęście rodzinne, ale także swoje zdrowie i życiową wygodę. Poświęcił wszystko, żeby na swoich rysunkach pokazać zwierzęta w sposób werystyczny i żywy. Taki, w jaki nikt dotąd ich nie ilustrował dla naukowych potrzeb. I za to go lubimy.
Mimo wszystko, Audubon raczej nie nadaje się na pupilka mas, guru współczesnych ekologów oraz liberałów. Miał w sobie wiele z typowego człowieka tamtej epoki – Ameryki początku XIX wieku. Może i umiał dostrzec piękno dzikich ptaków, ale dzień, w którym nie ustrzelił ich sto, uważał za stracony. Może i przemierzał bezdroża razem z Indianami i ciemnoskórymi, ale jednocześnie posiadal własnych niewolników, nazywając siebie ludzkim panem. Sami widzicie – to skomplikowane.
W dziedzinie komiksu zostaję ignorantką. Nadal zadziwia mnie, jak w tak niewielu słowach i kilkunastu obrazach można zawrzeć treść całej normalnej książki. A przecież słyszałam wcześniej o innym, sprytnym wynalazku, jakim jest poezja. Jako fanka ważnych, opasłych powieści muszę raz na zawsze przyznać, że komiksy są wspaniałe! Język i obrazowanie w „Na skrzydłach świata” mają w sobie wiele zachwycających niedosłowności oraz metaforyki. A same ilustracje są jeszcze wspanialsze niż w polecanej ostatnio Artemizji.
„Audubon. Na skrzydłach świata” jest w świecie komiksów jak zwycięzca amerykańskiego Idola – ma w sobie wszystko. Zgadzają się treść, przekaz, warsztat, a przede wszytskim naprawdę jest na czym zawiesić oko ;).