Przegwizdane. Aurélie Valognes.

tłumaczenie: Agnieszka Rasińska-Bóbr

Brak zimy sponiewierał mnie nie na żarty. Tegoroczna jest tak samo paskudna i długa jak każda inna – tyle, że bez śniegu. Sanie lecącego przez świat Świętego Mikołaja Coca Coli na pewno musiały na koniec ugrzęznąć w błocie. Żyjemy w cichej, mroźnej krainie przykrytej białą pierzynką. Kłopot w tym, że dzieje się tak tylko w mojej głowie. Oznacza to jedno – należy się ratować.

A nie ma przecież nic bardziej rozkosznego niż fikcja literacka. No, może poza mleczną czekoladą. Na żale przydługiego lutego proponuję świat wykreowany przy Rue Bonaparte 8. Miejsce, które przypomina trochę domek dla lalek; tyle, że tych z oddziału geriatrii ?. Piętra uroczej, paryskiej kamienicy zamieszkują staruszkowie. Pewnie myślicie, że rytm codziennosci wyznaczają tu krzyżówki i obiady z wnukami? Ha! Nic bardziej myln….no dobra, macie trochę racji, ale wciąż nie wiecie wszystkiego.

Pod numerem 8 przy rue Bonaparte panował spokój. Życie płynęło szczęśliwie. (…) Ale tak było przedtem. Zanim pojawił się mąciciel. Drapieżnik. Mężczyzna. Samotny. Osiemdziesięciolatek, którego tajemnicza przeszłość i dziwne zachowanie od początku przyprawiały o gęsią skórkę mieszkanki kamienicy pod numerem 8 przy rue Bonaparte. Pan Brun bowiem, który zamieszkał dwa lata temu na pierwszym piętrze w budynku A naprzeciw pani Claudel, wprowadził terror. Babcie starały się jak mogły tolerować jego agresywność, brak jakichkolwiek wysiłków, by harmonijnie żyć we wspólnocie. Nie mówiąc już o jego psie. Prawdziwym potworze. Jednak zburzyło to panujący spokój.  I c h  spokój.

Pan Brun swoją zgryźliwością mógłby tak zawstydzić kota Grumpy, że biedak pewnie by się uśmiechnął. W dodatku na horyzoncie czai się wróg. Obrzydliwie skrupulatne i życzliwe stado sąsiadek. Jokerem tej opowieści niewątpliwie jest pani Suarez, właścicielka chihuahuy, a po godzinach intrygantka rodem z Niebezpiecznych związków.

Kto wygra ten pojedynek gigantów? Komu uda się przetrwać przy rue Bonaparte? Tego, rzecz jasna, zdradzić nie mogę, ale za misterną intrygę ręczę.

Poza szpiegowskim wątkiem losy staruszków układają się w ciepłą opowieść o potrzebie przyjaźni i bliskości. Valognes musi chyba pasjami czytać księdza Twardowskiego, bo w przypadku miłości łączącej jej bohaterów też trudno wyrokować, czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą.

Ta notka staje się niebezpiecznie podniosła, więc dodam tylko, że Przegwizdane poznałam w formie audiobooka czytanego przez Artura Barcisia. Jeśli istnieje cień szansy na zdobycie książki właśnie w tej formie, zróbicie to! W tym wykonaniu skrzekliwy głos pani Suarez czy zrzędliwe poburkiwanie Bruna są bezcenne. Dzięki nim powieść jeszcze bardziej nabiera charakteru francuskiej komedii i przenosimy się do świata Plotki albo Nietykalnych. Żałuję, że chihuahua nie miał do wypowiedzenia choćby jednek kwestii, bo i tę Barciś pewnie przeczytałby doskonale.

No i w końcu miażdżący argument – jak można nie sięgnąć po książkę z pieskiem na okładce? Tym bardziej, że piesek czeka na Was w okienku, a luty się dłuży…

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.