
Dobra, powiem Wam jak jest: dawno się nie odzywałam. Ale ponieważ od czasu ostatniej notki świat zaliczył jedynie jedną pandemię, myślę, że możemy przejść nad tym do porządku dziennego i spokojnie podjąć urwany wcześniej wątek. To ma być – przynajmniej w założeniu – miła strona o książkach, dlatego dzisiaj pogadamy o czymś bardzo z mojego poletka. Bo Osiecka pozostaje jedną z „moich najulubiących” poetek.

Czytam mniej więcej wszystko, co się o niej ukazuje. Chyba, że akurat mam chwilowy przesyt. Tak przegapiłam na przykład ostatnie dwa tomy dzienników, „Nepomset” i „Poetkę i księcia”. Możecie dać znać, czy wiele straciłam – szczególnie w tym ostatnim przypadku.
Ale do brzegu – książka Beaty Biały ukazuje Osiecką we wspomnieniach jej znajomych. Nie jest to nowy sposób na opowiadanie biografii Osieckiej. Jej życiorys w tej formie już się ukazał, o czym będzie jeszcze dalej. Tak się jednak śmiesznie składa, że w przypadku książki „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”, z niektórych rozmów więcej możemy wywnioskować o opowiadających niż o samej poetce. Wiele mówi o człowieku to, że jest wiecznym bohaterem swoich własnych opowieści. I nie są to do końca dobre rzeczy ?.

Nie znaczy to jednek, że jest to książka niewnosząca nic nowego czy niepotrzebna. Spośród wszystkich biografii Osieckiej książka Beaty Biały nie jest moją ulubioną. Jednak z pewnością jest próbą spojrzenia na życie poetki – na ile to możliwe – chłodnym okiem. Odbiera Agnieszce aurę wiecznej dziewczyny, przedsawicielki cyganerii, wrażliwca, siłaczki, czy co tam jeszcze zwykliśmy na jej temat sobie sądzić.
Udało się jej mylić tropy i zbudować swoją legendę – nie tylko dzięki twórczości. Daniel Passent w jednym z filmów o Osieckiej podkreślił, że jej wrażliwość szła w parze z niebywałą determinacją, a czasami nieustępliwością w sprawach zawodowych. To, że znamy tyle jej różnych, niekiedy sprzecznych wizerunków nie jest przypadkiem. Wierzę, że sama o to zadbała, ale nie w wyniku jakichś śmiesznych kalkulacji na miarę współczesego marketingu. Raczej dlatego, że w gruncie rzeczy nikt nie chciałby, żeby mu inni gmerali w życiu w sposób graniczący z obscenicznością. A Osiecka wiedziała, jak to zadanie niemal uniemożliwić biografom.

Aż tu nagle Beata Biały nie daje się zmylić. Pyta rozmówców tak, jakby znała już wszystko, co o jej bohaterce zostało dotąd powiedziane. Bo barwna legenda sobie, a życie sobie. Zaznaczę może od razu, że nie będę rościć sobie praw do tego zgrabnego aforyzmu. I jak ktoś chce, to może kazać go sobie wyryć na pomniku.
Dzięki tej książce widać, że Osiecka była głęboko smutną panią o genialnym umyśle i bardzo dobrym sercu. Książka Beaty Biały to także doskonała przestroga dla tych, którym marzy się burzliwy, bogaty życiorys. To, co w druku sprawia wrażenie efektownego, na co dzień mogło być „do kitu”. „Do kitu” – takie podobno były ostatnie słowa Osieckiej. Ale pewnie to tylko jedna z legend.
Co Wam powim, to Wam powim, ale Wam powim – nikt nie pisał tak jak ona. Tak nierówno, a jednocześnie z przebłyskami geniuszu i z tak charakterystyczną frazą. Zostało nam, bagatela, dwa tysiące piosenek. A kto chce ploteczek, ten niech się turla.
