Opowieści z południa. Faulkner,Tartt, Welty, Whitehead.

 

Oak Alley Plantation, Vecherie, Luizjana.

Wiadomo nie od dziś, że najlepsze opowieści pochodzą z południa. Teksas, Luizjana, Missisipi, Alabama, Georgia stały się tłem wielu amerykańskich powieści. I choć niejednokrotnie są to historie mroczne i pełne przemocy, sposób, w jaki zostały opowiedziane sprawia, że nigdy nie mamy ich dosyć. Południowcy posiedli umiejętność snucia barwnej, nasączonej smakami i zapachami gawędy. Bibliotekara przygotowała składankę „The best of, czyli subiektywny przegląd klasyki południa”. Robię to nie tylko dlatego, że jestem leniwym oposem, któremu nie chce się tworzyć błyskotliwych, a przy tym nieziemsko odkrywczych tekstów. To króciutkie zestawienie pojawia się także dlatego, że każda wchodząca w nie książka jest w stanie Was zachwycić. A przynajmniej taka nadzieja tli się w najbardziej pluszowym zakamarku serduszka Bibliotekary.

tłumaczenie: Zofia Kierszys

Zasiedli parę minut po drugiej i przez to długie i parne, znużone i zmartwiałe wrześniowe popołudnie siedzieli w tym pokoju, który panna Coldfield wciąż jeszcze nazywała kantorem, bo tak go kiedyś nazywał jej ojciec – w pokoju mrocznym i dusznym, z żaluzjami szczelnie zasuniętymi już od lat czterdziestu trzech, bo w czasach kiedy panna Coldfield była młodą dziewczyną, ktoś tam uważał, że światło i przewiew przynoszą gorąco i że w mroku jest zawsze chłodniej. Teraz (w miarę jak słońce coraz pełniejszym blaskiem padało na tę stronę domu) mrok kratkowało coraz więcej żółtych ukośnych krech, w których drgały niezliczone cząsteczki kurzu czy też może – myślał Quentin – odpryski starej, zeschłej farby z łuszczących się żaluzji, wdmuchiwane do pokoju przez słońce zupełnie tak, jak mógłby je wdmuchiwać wiatr. Za jednym oknem pięła się po drewnianej kracie rozkwitła już po raz drugi tego lata wistaria i słychać było stamtąd od czasu do czasu nagły, suchy, dobitny furkot wróbli wśród liści, a naprzeciwko Quentina siedziała panna Coldfield w odwiecznej żałobie, którą od czterdziestu trzech lat nosiła nie wiadomo po kim: po siostrze czy po ojcu, czy po nigdy nie istniejącym mężu – wyprostowana w twardym, kanciastym fotelu, takim dla niej wysokim, że nogi jej, proste i sztywne, zdawałoby się, wykute z żelaza, zwisały jak dziecku z jakąś bezradną statyczną wściekłością, nie dosięgając podłogi – siedziała i mówiła tym swoim posępnym, steranym, zdumionym głosem, mówiła i mówiła, aż wreszcie chwilami słuchanie zapierało się samo siebie, zmysł słuchu się unicestwiał i przed oczami Quentina stawał ten od dawna zmarły przedmiot jej daremnej, bezsilnej, a przecież niespożytej nienawiści – jak widmo wywołane wspomnieniem zniewagi, spokojne, obojętne i już nieszkodliwe, powstałe z wieczystego snu zwycięskich prochów.

Faulkner jest mistrzem, Zeusem oraz Jowiszem w jednym. Oryginalność i doskonałość jego pisarstwa wprawiają w osłupienie. Bibliotekara wypożyczyła „Absalomie, Absalomie…” i pomyślała „A więc to tak powinno się opowiadać…”, „A więc to tego brakuje innym historiom..”. Powieść łączy w sobie cechy rozległej sagi rodzinnej i wartkiego westernu ze zmysłowością realizmu magicznego. Jest przy tym dość wymagająca. Może Wam dać popalić i wymęczyć, ale zdecydowanie warto się z nią zmierzyć.

tłumczenie: Paweł Lipszyc

Mały przyjaciel” jest uważany za najsłabszą powieść Donny Tartt. Nie dorównuje głośnej, debiutanckiej „Tajemnej historii”. Pisarka, która sama dorastała w Missisipi, właśnie tam zdecydowała się osadzić akcję „Małego przyjaciela”. W wywiadach zdradza, że tradycję i pasję opowiadania zawdzięcza swojej babci. „Wyspa skarbów”, „Przygody Hucka Finna” czy „Piotruś Pan” to powieści, które ukształtowały dzieciństwo samej Tartt, ale także małej Harriet – głównej bohaterki „Małego Przyjaciela”. Choć proces twórczy Amerykanki przypomina malowanie monumentalnego fresku przy pomocy maleńkiego pędzelka, podczas powstawania tej powieści zdecydowała się na zniszczenie owoców swojej półrocznej pracy i powrót do punktu wyjścia. Niestety, prawdopodobnie dlatego fabuła sprawia wrażenie chaotycznej i „poszarpanej”. „Mały przyjaciel” jest pełną magii opowieścią o samotności i dorastaniu, ale niestety jego akcja prowadzi absolutnie donikąd. Nie pomaga także przekład Pawła Lipszyca, który posztakował frazę na dużo krótsze, urywane zdania. Przez co pozbawił wdzięku potoczysty, a przy tym wyrafinowany język Tartt.

tłumaczenie: Mira Michałowska

Miasto Morgana i powiat MacLain w stanie Missisipi, wszyscy ich mieszkańcy podobnie jak i postaci, występujące w San Francisco, oraz sytuacje przeze mnie opisane są wytworami mojej wyobraźni i nie mają żadnego związku z realnymi ludźmi czy realnymi sytuacjami.

Tak Eudora Welty napisała we wstępie do swojej najsłynniejszej powieści, a właściwie zbioru opowieści. I wiecie co? Zdaniem Bibliotekary najbezczelniej kłamała i chciała się wykpić. Wykreowane postaci są tak barwne i wiarygodne, że musiały kiedyś istnieć, niezależnie od okoliczności. „Złote jabłka” to masełko na chlebku i wisienka na torcie. Absolutny must read w tym zestawieniu. Urzeka melodyjnością języka i kameralnością przedstawionego świata. Każdy z mieszkańców miasteczka nosi w sobie wspomnienia wielkich uniesień. Niemal każdy doświadczył głębokiej rozpaczy. Niezwykle specyficzna, przypisana wyłącznie do południowego zakątka, a zarazem uniwersalna książka. Dodać należy, że Welty jest jedną z ulubionych pisarek Donny Tartt, która jej nazwisko jednym tchem razem z Faulknerem czy samym Dickensem.

Tak o Welty i bolączkach towarzyszących przekładowi „Złotych jabłek” napisała we wstępie Mira Michałowska:

Urodziła się na głębokim Południu USA, w stanie Missisipi, w małym podówczas miasteczku Jackson, 13 kwietnia 1909 roku. Dzieciństwo i młodość miała bezkonfliktowe, żadnych tragedii zapowiadających przyszłą piewczynię niezbyt przecież wesołych losów ludzkich.

Pisze przez całe życie o mieszkańcach małych, południowych miast. Tych zna najlepiej, w nich widzi swoje własne odbicie, z nich czerpie jak z głębokiego, czystego źródła wiadomości o ludzkich duszach. Patrzy na nich okiem życzliwym i czułym, ale i z ogromnym humorem, z dystansem i poczuciem proporcji. Jest entuzjastyczną obserwatorką codziennego życia. Interesuje ją rytuał, obyczaj, tradycja, ba, plotka. Jest uczestniczką chrzcin, weselisk i pogrzebów, obserwatorką strojów, fryzur i bufetów. Notuje w pamięci gesty, zdania, zapachy i smaki. No i kolory oraz dźwięki. Jakże jest wrażliwa na te sprawy, jak cudownie je kojarzy. Czyta się ją łatwo, lecz tłumaczy bardzo, ale to bardzo trudno. Trzeba nauczyć się na pamięć melodii jej języka, co samo w sobie nie jest sprawą najłatwiejszą, lecz przełożenie tej melodii jest dopiero następnym zagadnieniem. Idiomatyka południowa nastręcza poza tym tłumaczowi naturalne trudności, a osobista, indywidualna idiomatyka pani Welty nakłada się nań i przeszkody zaczynają się piętrzyć.

(…) wczytawszy się w tę niezwykłą książkę, sami stajemy się obywatelami miasteczka Morgana, zaczynamy brać udział w jego codziennym życiu, zagłębiamy się w dzieje zamieszkujących je rodzin, bolejemy nad losem opuszczonych żon, oszalałych nauczycielek muzyki, zdradzanych mężów i beznadziejnie starzejących się miejscowych panien. Długo jeszcze po odłożeniu „Złotych jabłek” pamiętać będziemy dzikiego pana Kinga, piękny wyczyn młodego Locha Morrisona nad Jeziorem Księżycowym, dzieje Virgie Rainey, wspaniałe zapowiadającej się pianistki, nie mówiąc już o braciach bliźniakach, Randallu i Eugene’ie, których losy przewijają się przez wszystkie niemal strony książki.

tłumaczenie: Rafał Lisowski

Oprah Winfrey płakała, jak czytała. Barack Obama też zachwalał. A jak wiadomo, jest pierwszym czytającym prezydentem w historii. Tak dużo czytającym…czy jakoś tak.

Wkrótce po ich wypowiedziach książka Colsona Whiteheada została obsypana nagrodami, w tym tegorocznym Pulitzerem. „Czy słusznie??”- zapyta dociekliwy głos z tłumu. Żeby Was nie utrzymywać dłużej w napięciu i nie szarpać Waszych nerwów: „Słusznie!” – odpowiemy z niezachwianą pewnością. Ale istnieje co najmniej kilka powodów, dla których książkę warto poznać. A jako ludzie ciekawi świata,wypunktowaliśmy je sobie już niegdyś na łączach Bibliotekary.

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.