Od poniedziałku do piątku moją ulubioną poetką jest Marika. Kto nie zna Filifionki czy Upliftera, temu serdecznie polecam. Ale w niedziele i święta państwowe zdarza się, że sięgnę po Ewę Lipską.
Miłość w trybie awaryjnym nie jest ani cukierkowym obrazkiem, ani spacerem po tężni w Ciechocinku. Uczucia w wydaniu Ewy Lipskiej są nasycone i skomplikowane, a przy tym w całej swojej złożoności wspaniale nazwane. Ten tomik to alternatywny do współczesnej rzeczywistości mikrokosmos. Świat, w którym emocje są intensywne, a gesty i słowa mogą mieć wiele tonów. Chociaż chyba podstawową różnicą jest jednak to, że w tej małej książeczce stawiane są w centrum; że traktuje je się z uważnością.
Lubię sobie skorzystać z Internetu, a jak korzystam, to oglądam dziwne rzeczy. Moimi ulubionymi seriami filmików na You Tubie są Czytanie to awatura i równie kontrowersyjna Sztuka czytania. Koncept jest ten sam – znani i lubiani, a przy tym inteligentni, pokazują swoje biblioteczki. Ewa Lipska powiedziała w Sztuce czytania:
Bardzo lubię wracać do starych lektur i odkrywać je na nowo. Czasami mnie to oczywiście rozczarowuje, ponieważ z czytaniem książek jest jak z naszymi emocjami. Jeżeli jesteśmy w emocji na podobnej częstotliwości co dana książka, do której zaglądamy, to wtedy czytanie przebiega zupełnie inaczej niż wtedy, kiedy te częstotliwości się rozmijają.
I właściwie to jest moje jedyne zatrzeżenie do tego tomiku;). Moja miłość nie jest w trybie awaryjnym i dlatego trochę się z tym tomikiem rozmijam. Jeśli jednak żyjecie na tym świecie trochę dłużej niż jętka, to Wasza pewnie kiedyś była. I wtedy to jest tomik bardzo dla Was. Bo on jest o miłości do ludzi, słów i miejsc. Bo pewnie było Wam kiedyś bardzo daleko do kogoś bardzo bliskiego. I takie tam. Poza tym, chyba nikomu nie trzeba przypominać, że poezja Lipskiej to jest złoty kruszec i jeśli mamy do niej dostęp, to warto byłoby się chociaż trochę przysłuchać.