
Jutro już od stu dwudziestu siedmiu lat czeka na swojego pana pod drzwiami katedry świętego Marka. Gdzie on się podział? Dlaczego zostali rozdzieleni? Co sprawia, że Jutro jest najwytrwalszym ze spanieli? Odpowiedź na te i inne pytania znajdziecie w najnowszej powieści Damiana Dibbena Mam na imię jutro.

Książka jest szaloną podróżą po epokach i najsłynniejszych europejskich miastach. Wspólnie z Jutrem i jego panem odwiedzimy renesansową Florencję, Londyn, XVII-wieczny Amsterdam oraz Wenecję. Jeszcze większym smaczkiem jest narracja prowadzona przez samego Jutro, co determinuje charakter powieści i czyni ją jeszcze ciekawszą. Ostatnią opowiedzianą przez zwierzątko powieścią , jaką przeczytałam, był Flush Virginii Woolf. Nie wiem, jak się mają Wasze książkowe sprawy – dajcie znać, czy znacie więcej takich tytułów skierowanych do nieco starszych czytelników.
To właśnie sposób prowadzenia narracji sprawia, że książka Dibbena jest tak poruszająca i wiarygodna. Czyni ją pełną wdzięku, oryginalną. Otwiera to przecież drzwi do wielu dociekań. Co powiedziałby Twój Pimpuś, gdyby mógł przemówić nie tylko w Wigilię Bożego Narodzenia? Jak Toffik oceniłby nasze życiowe wybory? Dlaczego Rico nigdy nie zapomina o tym, jak ważna jest przyjaźń i lojalność, a my czasami tak?
Mam na imię jutro to wspaniała opowieść o przywiązaniu, poruszających psich losach i ich zaskakującym podobieństwie do ludziego życia. Pośród przytłaczającego nawału nowości wydawniczych Mam na imię jutro jest jedną z ciekawszych, niepozwalających się nudzić propozycji. Dzięki tej lekturze z pewnością jeszcze bardziej docenimy naszych futrzastych domowników i ich przyjazne usposobienia.