
W dużej mierze podzielam entuzjazm Anny Kamińskiej, dlatego po jej najnowszą książkę sięgnęłam, jak tylko zdążyła się ukazać. Tym bardziej, że opowiada ona o życiu chyba wciąż mało znanej, a wybitnej postaci polskiego himalaizmu – Halinie Krüger-Syrokomskiej.

Polski himalaizm ma wielu ojców, ale jeśli miał jakąś mentalną matkę-założycielkę i prowodyrkę, to była nią właśnie Halina Krüger. Zdobywczyni Zamarłej Turni południową ścianą, a następnie Trollryggenu i w końcu – Gaszerbruma II. Wiele się mówi o jej ekspresji oraz oryginalnym sposobie bycia. Tak, to prawda – była bezpośrednia, paliła fajkę i zawodowo przeklinała. Ale kiedy wracała z górskich szlaków, stawała się panią z redakcji. Zafascynowaną fotografią i filmem historyczką sztuki z pokaźną domową biblioteką. Niezależnie od okoliczności pozostawała barwną, silną osobowością. Rzadko zdarza się tak wdzięczny do opracowania życiorys.
Bardzo dobrze stało się też, że biografię alpinistki napisała autorka, która więcej wspólnego ma z knieją Białowieży niż z najwyższymi wierzchołkami. Kamińska podaje historię wypraw swojej bohaterki w sposób daleki od naiwności laika, ale jednocześnie dynamiczny i przystępny. Dzięki temu książka ma szansę zainteresować zarówno tych, którym górskie klimay nie są zupełnie obce, jak i każdego Kowalskiego. Udało się też uzyskać doskonałą proporcję między życiem osobistym a osiągnięciami sportowymi. Opisom obu tych sfer obca jest plotka, a granica prywatności została zarysowana chyba jeszcze mocniej niż w „Wandzie”.
Trzeba oddać także Annie Kamińskiej co pisarskie. Podczas lektury Simony czy Wandy można było się natknąć na rzewne metafory rodem z prasy kobiecej. Tymczasem, Halina napisana jest naprawdę sprawnie, a radości z lektury i zgormadzonego materiału źródłowego nie psują żadne nierówności stylistyczne. No może raz żenometr podskoczył niebezpiecznie, kiedy przeczytałam o rodzicach-matematykach, że: Trudno z całą pewnością stwierdzić, czy zbliżyły ich do siebie ułamki, pierwiastki i całki, lecz wiadomo, że później w małżeństwie zawsze szukali wspólnego mianownika.
Nie lubię obowiązków jak mało kto, ale zaryzykowałabym stwierdznie, że wypada wiedzieć, kim Krüger-Syrokomska była. Jasne, warto jest też przyswoić, kto ma diamentowy przycisk od You Tube i przekroczył milion foloł na insta. Ale w natłoku tych cennych informacji dobrze byłoby odnotować, że to właśnie polska sportsmenka była pierwszą Europejką na ośmiotysięczniku. Co prawda na Gaszerbrum II weszła w analogowym realu, ale zawsze to coś.