Harry i Meghan. Chcemy być wolni.

harry i meghan
tłumaczenie: Monika Skowron, Violetta Dobosz

„Harry i Meghan”, czyli wolność i niezdrowe ożywienie.

Od jakiegoś czasu rzadko  sięgam po książki takie jak „Harry i Meghan. Chcemy być wolni”. „Takie”, czyli bardziej plotkarskie niż biograficzne. Tym razem zrobiłam wyjątek, bo chciałam sprawdzić o co tyle hałasu. Dlaczego czyjeś wypowiedzi, gesty a nawet uczesanie są za każdym razem komentowane i budzą dość niezdrowe ożywienie.

książka o royalsach
@bibliotekara.blog

„I love anything royal”.

„I love anything royal” powiedziała pewna pani w ostatnio oglądanym przeze mnie wywiadzie. Myślałam, że coś takiego może powiedzieć tylko Brytyjczyk, dopóki kilka lat temu w Polsce nie pojawili się Kate i William. Plan ich pobytu był omawiany z równą powagą i zaangażowaniem co trasa pielgrzymki za czasów n a s z e g o papieża. Mówiąc delikatnie, nie rozumiem fenomenu. Zdawać by się mogło, że to tylko dwoje młodych ludzi z dziećmi; rodzina jakich tysiące na tym świecie. Sprawują bardzo ważny urząd i super, że zdecydowali się wpaść na herbatę, ale żeby zaraz chcieć zakładać, jeść, robić to co oni ….? Kiedy z Anglii przylatują do nas, mili skądinąd, ciotka z mężem raczej nie rozścielamy przed nimi czerwonego dywanu w przedpokoju tylko dlatego, że ciotka jest menadżerem a wuj programistą. 

sussex royal

Płonne nadzieje.

Myślałam, że może książka „Harry i Meghan. Chcemy być wolni” trochę mi ten fenomen wyjaśni, ale ona raczej utrwala wszystkie głupiutkie, niezdrowe jego aspekty. Miałam w takim razie nadzieję,  że może wyjaśni mi wagę tego zjawiska w kontekście trwałości instytucji monarchii, ale trochę się przeliczyłam.

Hipokryzjo, pozwól żyć.

Książka jest przystępna – czyta się ją jak bardzo długi, a przy tym dość dobrze zredagowany i relaksujący artykuł w gazecie. Ale jest to prasa raczej plotkarska. Z jednej strony biografia została przygotowana przez dziennikarzy z otoczenia Meghan i Harry’ego i mówić ma o ich poświeceniu działalności dobroczynnej. Z drugiej całe passusy są poświęcone bucikom, łańcuszkom, fryzjerom – i komu tam jeszcze – opiekującym się wizerunkiem księżnej. Czyli jak zwykle: kochajcie nas za naszą dobroczynność, podziwiajcie nasz  szyk w kolonialnym wydaniu, a w tle damy trochę dzieci ze spuchniętymi brzuszkami – i powinno porwać każdego. Hipokryzjo, pozwól żyć. Wciąż wiem więcej o samej Meghan i Harrym, niż o akcjach, którym tak się poświęcają, przecinając wstęgi. Jasne, wystarczy, że się gdzieś pojawią, żeby ściągnąć tam zainteresowanie wszystkich i hajsik, ale niesmak tego jak bardzo jest to płytkie i tak pozostaje…soreczka.

książka harry i meghan. chcemy być wolni

Porozmawiajmy o rasizmie.

Ok. Jest i temat samej Meghan. Tutaj akurat książka sporo porządkuje. Wygląda na to, że nie jest ona najbardziej wycofanym, niezdecydowanym człowiekiem. Jest za to – nie wiem czy zauważyliście – ciemnoskórą kobietą. To chyba mikstura tych właśnie magicznych pierwiastków sprawia, że większość Brytyjczyków dostaje szału. I wychodzą na wierzch bardzo brzydkie instynkty i nawyki. Może nawet mało uzasadnione poczucie wyższości utrwalane przez setki lat. A może nawet pogarda dla innych ludzi. Mogłabym to nazwać rasizmem, ale w Internecie to wątek, który otwiera puszkę Pandory, więc sobie podarujmy. Całą masę tych pozytywnych uczuć można do tej pory oglądać w komentarzach i nagłówkach gazet. Rasizm będzie istniał pewnie zawsze, ale to że tak bardzo nienawidzimy pewnych siebie kobiet trochę mnie smuci.

harry i meghan

Her Royal Highness ciocia Krysia.

Kto ciekaw, niechaj czyta. Kto się waha, może sięgnąć po książkę „Harry i Meghan. Chcemy być wolni”, ale wyłącznie dla łatwej rozrywki. No i pamiętajcie, jak następnym razem ciotka Krystyna nawiedzi Wasz przedpokój, to dygnijcie ładnie i wręczcie  jej bukiecik. W każdym razie – ufam, że będziecie czuli się zaszczyceni jej świątobliwą obecnością. 

Bibliotekara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.