Znajomi ostatnio dowiedzieli się o Bibliotekarze. I niespodziewanie zapytali: Co dobrego ostatnio przeczytałaś? W głowie pustki, przed oczami mroczki i słyszę jak mruczę: Takie tam, nowości muszę czytać…Ale czy nie ma czegoś naprawdę godnego polecania? Czegoś, czego nie można przeoczyć? Wróciłam do domu i spojrzałam na Cunninghama. Eureka ;). „Dziki łabędź” to książka mroczna i dość przerażająca. Ale też przerażająco dobrze napisana. Zbyt dobra, żeby o niej nie napisać. A na pewno zbyt dobra, żeby jej nie przeczytać.
Cunnigham polskim czytelnikom znany jest przede wszystkim ze świetnej, ostatnio zresztą wznawianej, powieści „Godziny”. Książka doczekała się dorównującej jej ekranizacji z oscarową rolą Nicole Kidman i kreacjami Julianne Moore i Meryl Streep. Ale o „Godzinach” innym razem.
Dziś o tym, co Cunningham porabia między pisaniem kolejnych powieści. „Dziki łabędź” to zbiór historii, które początkowo pisane były wyłącznie na jego własny użytek. Kiedy muza okazywała się dla Cunninghama niezbyt przychylna, chcąc uniknąć pisarskiego zastoju, tworzył własne wersje wszystkim dobrze znanych bajek i mitów.
Otrzymujemy autorską wersję „Śpiącej Królewny”, „Pięknej i Bestii”czy „Dzikich łabędzi” i „Małpiej łapki”. Mała Bibliotekara bała się bajek. Poza Smurfami, które ją trochę nudziły, żadna nie spotkała się z jej akceptacją, Nawet Gumisie potrafiły przestraszyć. Do żółwi Ninja i Power Rangers nawet się nie odniosę.
Na szczęście, Michael Cunningham był zupełnie innym dzieckiem. Kiedy kończyła się opowieść na dobranoc, zaczynało go nurtować pytanie: co było dalej? Żyli długo i szczęśliwie i…? I tutaj baśń zostaje skonfrontowana ze współczesnością. „Dziki łabędź” jest, między innymi, improwizacją o tym dlaczego córka młynarza zdecydowała się wyjść za człowieka, który odciął jej głowę oraz jak z brutalną rzeczywistością poradził sobie dwunasty, nieodczarowany do końca brat – mężczyzna ze skrzydłem zamiast ręki. W jakiej kondycji było małżeństwo olbrzyma, którego żona pozwoliła Jasiowi zakraść się do swego domu po wysokich łodygach fasoli aż trzy razy?
Cunningham w „Dzikim łabędziu” połączył tradycyjne opowieści ze współczesnymi troskami, lękami i dewiacjami. Odważnie mierzy się z mroczną stroną ludzkiej natury, ale czerpie przy tym od mistrzów takich jak bracia Grimm. O bardziej tradycyjne, a jednocześnie bardziej brutalne opowieści trudno. Czy wiecie, że w oryginalnej wersji bajki książę budzi Śpiącą Królewnę pocałunkiem, a kiedy powraca, aby pocałować ją po raz kolejny, królewna jest w ciąży….? Jeśli robiliście dobre notatki na biologii, dopowiecie sobie resztę.
Inspiracją dla Cunninghama był także tomik „Transformations” Anne Sexton z 1972 roku, który jest z kolei poetycką interpretacją baśni. Wydaje się fascynującą książką, o której Bibliotekara pewnie jeszcze więcej opowie przy najbliższej, nadarzającej się okazji. Tymczasem okładka tomiku, jedna z ilustracji i ciekawy artykuł o „Transformations”.
Pisząc o ilustracjach, nie sposób nie wspomnieć o Yuko Shimizu, która ozdobiła „Dzikiego łabędzia”. Cunningham oferował jej wszystkie pieniądze świata, nie wierząc, że Shimizu zechce zilustrować jego baśnie. Na szczęście dla autora i czytelników, wyraziła zgodę. To jeden z tych przypadków, kiedy ilustracje stają się nierozerwalną częścią książki, doskonale korespondując z jej treścią. Są wysmakowane, a jednocześnie niepokojące i mroczne. Dzięki pracom Shimizu i staraniom wydawnictwa, „Dziki łabędź” okazał się jedną z najlepiej wydanych książek minionego już roku.
Nie wiem, czy powinnam rozwodzić się nad pisarską precyzją i błyskotliwością Cunninghama. Nad tym, jak udaje mu się uwodzić czytelnika, a jednocześnie zgłębiać najbardziej zawiłe i mroczne aspekty relacji międzyludzkich. Jak z odwagą i swobodą opisuje nasze słabości i najbardziej wstydliwe błędy.To trzeba po prostu przeczytać.
Nie chcąc psuć lektury, nie będę cytować. Ale skierowana wprost do czytelnika opowieść, porywa od pierwszych stron. A choć budzi coraz większą grozę i przyprawia o gęsią skórkę, czytamy dalej. Chcemy więcej, a nasze magiczne życzenia mogą zostać już w krótce spełnione, bo Cunningham pracuje nad kolejną książką. Tym razem baśnie mają być przeznaczone dla najmłodszych czytelników i odpowiednie dla ich uszu.