Kiedy myślę o tej książce, z tyłu głowy przygrywa mi Barry White. Nic na to nie poradzę. Dzisiejszy wpis będzie dotyczył tematu bliskiego mi prawie tak jak fizyka kwantowa. Czas na poważną rozmowę o erotyce w literaturze, bo tym właśnie jest Tylko dla dorosłych – powieścią gatunkową z lekkim przymróżeniem oka.
Chyba powinnam zasygnalizować na początek, z jak trudnym przypadkiem macie do czynienia. Moje wyobrażenie o literackich scenach erotycznych ukształtował Żeromski. Serio. Świadczy to wymownie o tym, że żyję pod kamieniem i jestem nieoczytana. Ale przysięgam, że jedynymi tytułami, jakie naprawdę zapadły mi w pamięć są Dzieje grzechu i Wierna rzeka. W przypadku pierwszej powieści erotyka wiąże się prostytucją, upadkiem moralnym, a ostatecznie dzieciobójstwem. Mam poczucie, że znamy się od jakiegoś czasu i lubimy, a na pewno dzielimy wspólne pasje. Dlatego zrezygnujemy z kolejnych nawiązań do Dziejów grzechu. Chyba, że potrzebujecie ostatecznego impulsu, żeby pociąć się suchą bułką, wtedy serdecznie polecam lekturę tej wybitnej powieści.***
*** Żartowałam. Wtedy polecam zaprzestanie lektury głupawych blogów i konsultację z lekarzem <3.
Za to jeśli idzie o Wierną rzekę, opis jest estetyczny, sugestywny i wart przytoczynia. Jeśli macie gorszy dzień, zawsze będziecie mogli tu zajrzeć i osłodzić go sobie erotycznym Żeromskim:
Gładził pieszczotliwie jej ręce, żeby ją uspokoić. Każde takie pogłaskanie w istocie uciszało wzburzenie, lecz zarazem tchnęło językami ognia. Chciała wydostać dłonie z jego rąk, lecz ich nie puszczał. Przeciwnie przyciągał, przygarniał je do siebie — do ust, do piersi. Tulił je do swej szyi, do czoła, gładził się nimi po twarzy. Nachyliła się niepostrzeżenie, przyciągana przezeń i uczuła oddech na policzku. Nie mogła odejść, dźwignąć głowy. Niebiańskie zstąpiło szczęście, gdy ręce jego opasały ją poprzez bieliznę i pociągnęły bezsilną w to jego łoże. Radość niewysłowiona wytraciła do cna rozum, pamięć, świadomość, odczuwanie ciemności, wzrok i słuch. Sama jedna zastąpiła wszystko. Z westchnieniem nienasyconej rozkoszy przytuliła się cała, wzdłuż do tego człowieka, którego tak kochała! Na szept odpowiadała szeptem, na każdy pocałunek pocałunkiem, na każdą pieszczotę pieszczotą. Stała się jak nie wiedząca fala morza, która tonie w innej fali — jak powiewny obłok, który się w inny obłok zamienia — jak gałązka drzewiny, co się posłusznie za wiatrem kołysze, nie wiedząc w jakim miejscu i czemu. Rozwiązały się wszystkie myśli, ustała trwoga przed rozstaniem i straszliwe zagadki proste znalazły wytłumaczenie. Poczęła coś mówić o myślach, które ją prześladowały, gdy się sama jedna tarzała po łóżku w tamtym pokoju. Na pytanie, czemu od dawna nie przyszła, skoro się bała tak bardzo i martwiła tak głęboko, nie znalazła odpowiedzi. W istocie, wydała się sobie głupia i tchórzliwa. Poznała tę chwilę swego życia jako szczęście bez granic, bez miary, bez początku i końca. Oto ta chwila rozstrzygnęła wszystko. Podłożyła prześliczne ramiona pod głowę ukochaną, przygarnęła do siebie tego człowieka odebranego śmierci i kołysała go na czystym łonie, jak niedawno kołysała samą chwilę miłosnego szczęścia obcowania z nim pod jednym dachem.
Odrowąż, poczuwszy rękami jej twarde, jędrne ciało — dziewiczą piękność jej bioder, piersi, ramion i nóg — ogłuchł i oślepł, stracił rozum i oszalał z rozkoszy. Zdawało mu się, że umiera. Istność jego zatonęła w niej i znikła jako odrębny byt. Wtulił się w nią i przeistoczył w samo szczęście. Pocałunki stawały się coraz bardziej nienasycone, bez końca, ogniste. Krzyk radosny wymykał się z ust. Nazwy pieszczotliwe spadały na usta, na oczy, na piersi, na włosy…
Deszcz bił w dach, zacinał w ściany, bulgotał za zawartymi okiennicami wśród ciemnej, nieprzeniknionej nocy.
Tyle tchnący językami ognia opis Żeromskiego. Sami widzicie, że współcześni polscy autorzy erotyków nie mają łatwego zadania, a mimo to Nina Majewska-Brown podjęła wyzwanie. Notka pojawia się jakiś czas po premierze książki, więc sięgnęłam do wrażeń innych czytelników. Na portalu lubimyczytać.pl powieść otrzymała mocne 5 na 10 gwiazdek. Jednocześnie Tylko dla dorosłych plasuje się na liście bestsellerów portalu Legimi, a więc należy do książek najczęściej pobieranych i czytanych. Jakem Watson, wyczuwam tu jakiś paradoks i nieścisłość O.o, dlatego postaram się rozwikłać tę zagadkę.
Po pierwsze – okładka: przyciąga uwagę jak chyba żadna inna tej jesieni. Jest estetycznym i promocyjnym strzałem w dziesiątkę. Rozczarowani twierdzą, że dali się złapać jak dziecko na lizaka. Cóż – nawet jeśli tak, to nie umniejsza to w niczym wspaniałości samej okładki ;).
Po drugie – realia historyczne: Tutaj jest nieco smętniej. Główna bohaterka Tylko dla dorosłych przenosi się z czasów współczesnych do drugiej połowy XIX wieku, aby nawiązać płomienny romans z młodym dziedzicem majątku. Bardzo pochwalam tę inicjatywę, ale kłopot w tym, że realia historyczne zostały potraktowane tutaj nieco po macoszemu. Nie śledzę wierności detali co do modelu wahchlarza, ale nawet ja wiem, że Maria Antonina żyła sto lat wcześniej :). Tymczasem bohaterowie Majewskiej-Brown wydają się przemieszczać w oparach białego pudru, z doklejonymi na twarzach pieprzykami.
Po trzecie – język: Jestem chyba w mniejszości, ale uważam stronę językową za główny atut tej książki. Wciąż nie jest rzeźbiona w złotym kruszcu, ale nie można odmówić jej poczucia humoru i lekkości. Uważajcie, bo ta powieść może poprawić Wam humor, zanim oburzycie sie na niezgodność realiów historycznych :D.
Po czwarte – gatunek: Tylko dla dorosłych to nie jest proza modernistyczna ani powieść drogi, ani przejmujący strumień świadomości. To erotyk. Ma nas wprawić w dobry nastrój. Pobudzić wyobraźnię. Spowodować, że od codziennych spraw bliżej będzie nam do sfery życia, o której różnorodność raczej nie mamy szans zadbać w kolejce w warzywniaku. I chyba to nam najbardziej przeszkadza. Wszyscy jesteśmy nowocześni i na luzie, ale kiedy mamy przeczytać dla przyjemości lekką, erotyczną opowieść, to osiągamy dość wysoki diapazon, bijąc na alarm.
To był pierwszy erotyk, jaki w życiu przeczytałam i mimo wspomnianych wad powieści, nie zniechęciłam się do gatunku. Nina Majewska-Brown nie boi się ryzyka, a w dodatku podejmuje je z lekkością i poczuciem humoru :).