Bette Davis miała na swojej kanapie poduszkę z napisem „Old age is not for sissies”, co w wolnym tłumaczeniu brzmiałoby „Starość nie jest dla mięczaków”. A kobieta wiedziała, co mówi. Zmarła w wieku 81 lat. Miała troje dzieci, czterech mężów oraz – podobno – nie najłatwiejszy charakter*. Na jej oczach przez świat przeturlał się niemal cały XX wiek. Także przez środowisko Hollywood, którego była największą gwiazdą w jego złotej erze.
*Ale pewnie są to tylko niecne pomówienia.
Co z tą starością?
No dobra: to co z tą starością? Niby wszyscy wiemy, że żyjemy w kulcie młodości, który najchętniej wykluczyłby z życia publicznego każdego, kto ośmiela się używać kremu z napisem 25+. Billbordy krzyczą: „Nie wychodźcie z szaf, ludzie po czterdziestce! Zamieszkajcie tam na zawsze, bo na tę imprezę wstęp mają tylko nastolatki z colą i czipsami w rękach!”. Nie umiemy korzystać z doświadczenia życiowego starszych i nie wychowujemy się już w wielopokoleniowych rodzinach. Boimy się niedołęstwa i brzydoty. Jeśli starość, to tylko w wersji akceptowanej przez świat marketingu. Możesz być staruszką, ale pod warunkiem, że okażesz się fit-staruszką albo najlepiej: sexy-fit-staruszką-joginką. Tak, żeby można cię od razu umieścić na okładce pisma. I jednocześnie pokazać, że: a) reakcja dba o inkluzywność, b) nie wszyscy starzy ludzie poumierali.
Kraina geriatrii
To napisałam ja – Bibliotekara, znawczyni socjologii. Tymczasem Roz Chast omija te Antypody kulturowych odkryć. Dla niej – jak dla większości z nas – starość jest doświadczeniem wymiany pokoleń. Czasem, kiedy dzieci stają się dorosłe, ich rodzice dojrzali, a dziadkowie się starzeją.
„Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym” to wnikliwe studium przekraczania granicy między dojrzałością a starością oraz nieuchronnego pogrążania się w tej drugiej. Roz Chast opisała w poruszający sposób wieloetapowe pożegnanie ze swoimi rodzicami – od pierwszych kłopotów zdrowotnych aż po ostatnie chwile życia jej ojca i matki. Tak powstała słodko-gorzka powieść o wszelkich przykrościach i cierpieniach, jakie może przynieść starość. Nie proponowałabym Wam jednak tej książki, gdyby był to jedynie przewodnik po krainie geriatrii. Owszem: dużo tu o polisach ubezpieczeniowych, pieluchach, tonach lekarstw i domach starości. Mimo wszystko „Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym” jest przede wszystkim książką o więziach rodzinnych. To hołd złożony rodzicom, z którymi autorkę łączyły nie zawsze łatwe relacje.
W mistrzowskim stylu
„Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym” nie byłoby pewnie nawet w połowie tak poruszające gdyby nie mistrzowski styl Roz Chast. Na jej sposób opowiadania w równym stopniu składają się nieco niechlujna, artystyczna kreska co pełne sarkazmu poczucie humoru. Pisze o rodzicach w jednocześnie bardzo zabawnym i poruszającym tonie. Niezwykle szczerze konfrontuje się z ich starczymi dziwactwami, jak i poważnymi błędami, ale też nieustannie czule podkreśla ich wyjątkowość.
„Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym” to niepowtarzalna powieść graficzna poświęcona rodzicom Roz Chast, ale też przemijaniu oraz szczególnej więzi, jaka zwykle łączy rodziców z dzieckiem.