Meller chciał pisać felietony na miarę Słonimskiego, Kisielewskiego, Clarksona czy Prusa. Chyba mu się udało, bo część współczesnych felietonistów zdecydowanie może i powinna aspirować do Mellera.
W ogóle nie jestem homo politicus, a znaczna część tekstów Nietoperza i suszonych cytryn dotyczy wydarzeń z właśnie tej sfery. Chciałabym napisać, że dobrze było sobie przypomnieć, co wydarzyło się od 2016 do 2019 roku w Polsce i na świecie. Chciałabym, jednak jeszcze lepiej będzie, jeśli powtórzę: nie jestem homo politicus i tutaj zakończę.
Ale Nietoperz i suszone cytryny to na szczęście nie tylko polityka. Dla siebie zabieram odrobinę miłości do historii, podróżowania, a przede wszystkim literatury. Pasją autora do świata i ludzi można by sporą część jego czytelników, więc ja też jej trochę podkradam. Marcin Meller umie nie tylko w zgrabne, odtwórcze anegdotki. Jest też dobrym obserwatorem i całkiem wyrozumiałym komentatorem codzienności, a to już trudniejsze. Szczególnie ta druga sparwność. Nie ukrywam, że było też podczas lektury solidnie pośmiane, a i wzruszenie też się nawet przytrafiło.
Na zakończenie jeszcze jedna uwaga. Na podstawie grupy stu przebadanych dziennikarzy zostało naukowo udowodnione, że nic tak nie inspruje felietonisty jak jego własne dzieci w wieku przedszkolnym. W przypadku Marcina Mellera są to tyle szanowni co nieletni Basia i Gucio. Jeśli więc ktoś szuka niewyczerpanego źródła pomysłów oraz codziennych impulsów, warto rozważyć również tę opcję.