
Kupiłam książkę „Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki” Michała Rusinka w dniu premiery. Karnie podreptałam do księgarni. I podrepczę po każdą kolejną jego książkę; a przynajmniej po te dla trochę starszych, bo mam mgliste wspomnienie, że w wierszykach dla dzieci zdarza mu się przynudzać.
Książka jest świetna – przezabawna, odrobinę uszczypliwa, a przede wszytskim stanowi świetny komentarz do naszej językowej rzeczywistości. Fajne jest to, że Rusinek nie zagłębia się w meandry deklinacji i zapożyczeń. Od tego jest profesor Miodek, który wszystko to potrafi świetnie zapodać gestem rapera i z uśmiechem amerykańskiego gwiazdora. A u Rusinka: dziary, seks i ziołolecznictwo. Językoznawcy coraz częściej schodzą z naukowego piedestału. Komentują nie tylko zagadnienia, które interesują gramatycznych nazistów, jeżdżacych za nimi po całej Polsce, żeby czekać aż profesor w końcu popełni językowy błąd.
Książka jest super i bardzo ją polecam, ale à propos schodzenia z piedestału. Pamiętam, jak jeden z profesorów zapytał nas na zajęciach, czy czytaliśmy ostatnią książkę Rusinka. Oczywiście nikt nie czytał. Student z własnej woli sięga po opracowanie naukowe chyba tylko wtedy, kiedy już skoczył na bungee, a teraz szuka czegoś naprawdę ekstremalnego. Profesor odpowiedział, że może to i dobrze, bo „Rusinek stara się być taki mądrutki”.
Wiadomo – bezczelny Rusinek . Jeszcze się taki dobrze nie zestarzał, a już mu się marzy dorobek akademicki.
Ale, wnioskując z niektórych komentarzy w internetach, zagrożeni poczuli się także niektórzy czytelniczy. Dużo łatwiej wybaczamy komuś głupotę niż chociażby próbę „bycia mądrutkim”. I nie tylko dlatego, że wygodniej nam z tym przeciętnym standardem, do kórego łaskawie przyzwyczjamy się u innych. Poza komfortem ten standard ma jeszcze jedną niepodważalną zaletę – pomaga nam samym lepiej myśleć o naszej inteligencji.
No bo co to ma znaczyć, że ktoś jest elegancko ubrany i lepiej od nas wykształcony? A do tego jeszcze był gdzieś poza Piotrkowem i włada kilkoma obcymi językami? Uwiera Was? Nawet jeśli się nie przyznacie, to pewnie trochę tak. Chyba, że wszyscy po drugiej stronie ekranów jesteśmy obywatelami świata. Mnie tam na początku uwierało. Trudno się przyznać, że do krytykowania kogoś skłania Cię Twoja własna frustracja i poczucie niższości – nawet jeśli jest szczątkowa. Ale nic nie sprawia przecież człowiekowi tyle przyjemności, co skrytykowanie inteligenta.
A najnowszej książce Rusinka możecie zawdzięczać wiele. Dzięki krótkim rozdziałom dowiedziałam się nareszcie jak być zdrową, inteligentną, wytatuowaną paryżanką, która przetrwa w każdych warunkach, a w dodatku będzie mieć udane życie erotyczne. Każdy z kilkunastu felietonów poświęcony jest językowym absurdom poradników. Nie czytajcie tej książki w miejscach publicznych. Chyba, że lubicie chichrać się w niekontrolowany sposób pośród obcych ludzi.