Dzisiaj będzie o jednej z najpiękniej wydanych i wartościowych książek tego roku. Orientalistka ze mnie od zawsze żadna. Serio, totalny opór wobec obcych mi alfabetów, których wymowa nie pozwala na pieszczące ucho “ż”, “sz”, cz”. Tymczasem “Kocie ścieżki. Japonia” przeczytaliśmy prawie całą rodziną i żadnemu z nas nie było dość.
Omówmy na początek kwestie oczywistych zachwytów. Naszym przewodnikiem po Japonii jest Kotaru – słodki, zabawny kiciuś. I tu właściwie można by skończyć, bo kiedy mamy do czynienia z bohaterem takim jak Kotaru nic już nie podbije stawki. Dalej jest tylko lepiej. Autorką zarówno tekstu, jak i ilustracji jest Jola Jaworska.
Kocie ścieżki na różowo.
Szata graficzna tej książki jest niezwykłym połączeniem uroczych, słodkich pasteli, ale i artystycznych akwareli. Ze względu na swoją bajkowość przypadnie do gustu każdemu małemu orientaliście, a z drugiej strony ukształtuje zmysł estetyczny. Ilustracje są świetnie wyważone – z jednej strony słodkie, z drugiej dużo w nich oryginalności i artyzmu.
Japonia i dla Bibliotekary, i dla ekspertów.
Podobny złoty środek udało się osiągnąć w przypadku treści. Na “Kocie ścieżki” składa się dziewięć rozdziałów, dzięki którym poznamy geografię, kulturę i życie codzienne w Japonii. Jestem kompletnym laikiem, ale wcale nie czułam się przytłoczona ogromem ciekawostek zawartych w tej książce. Czasami, kiedy czytamy popularnonaukową książkę, mamy wrażenie, że jednak ktoś tutaj przesadził ze szczegółowością materiału. Myślę, że Ci z Was, którzy o Japonii wiedzą niewiele, nie poczują się przytłoczeni. Przeciwnie, pewnie – podobnie jak ja – będziecie chcieli dowiedzieć się więcej. Ci zaś, którzy interesują się Japonią też nie powinni narzekać. Znalazło się choćby miejsce na specjalny rozdział poświęcony kotom.
Kocie ścieżki dookoła świata.
“Kocie ścieżki. Japonia” to jedna z najciekawszych, a jednocześnie najpiękniej wydanych książek tego roku. A co najważniejsze – otwiera powstającą serię. Następny tom dotyczył będzie Finlandii i Skandynawii, a przewodnikiem po nich będzie norweski kiciuś Lumikki, czyli “Śnieżka”. Mam nadzieję, że uda mi się zwiedzić jak najwięcej krajów śladami kocich łapek.